Był koniec roku 2015 kiedy Reed Hastings, prezes Netflixa, wspomniał, że w przyszłości jego firma zamierza zająć się produkcją anime . Nie m...
Był koniec roku 2015 kiedy Reed Hastings, prezes Netflixa, wspomniał, że w przyszłości jego firma zamierza zająć się produkcją anime. Nie musieliśmy długo czekać na realizację tych zapowiedzi, bo już w tym roku było widać spore zaangażowanie Netflixa w produkcję anime, a według aktualnych zapowiedzi ma być jeszcze lepiej.
Podczas wideo-rozmowy z analitykami, która miała miejsce w dniu wczorajszym, Ted Sarandos, szef działu treści w Netfliksie, wspomniał, że w przyszłym roku Netflix zamierza wydać na produkcję oryginalnych treści aż 8 miliardów dolarów. Spora część tej sumy ma zostać przeznaczona na produkcję oryginalnych filmów (dla przykładu budżet tegorocznego filmu Bright, z Willem Smithem w roli głównej, wynosi 90 milionów dolarów) oraz około 30 anime.
30 anime, w które zamierza zainwestować Netflix w 2018 roku to dużo, naprawdę dużo. Popatrzmy na to, że w 2015 roku w Japonii wyprodukowano około 160 seriali anime, zaś w 2016 roku było to około 180 serii anime.
Na pewno jednym z czynników jakie wpływają na zainteresowanie Netflixa rynkiem anime jest niski koszt produkcji animacji w Japonii. We wpisie "Ile kosztuje produkcja anime?" wspomniałem o szacowanych kosztach produkcji anime, które wynoszą około 575-625 tysięcy złotych za odcinek. Jednoczonych produkcja jednego odcinka serialu animowanego w Stanach Zjednoczonych jest nawet czterokrotnie droższa.
Innym ważnym czynnikiem jest oglądalność, o czym wspomina sam Ted Sarandos. Netflix widzi, że anime cieszy się na ich platformie dużą oglądalnością, zwłaszcza wśród ludzi młodych - nastolatków i młodych dorosłych. To grupa niedoceniona, często korzystająca z treści pirackich z fanowskimi napisami, jednak będąca w stanie opłacić abonament, kiedy na horyzoncie pojawia się alternatywa serwująca treści oryginalne i licencjonowane. Sukces takich serii jak Sidonia no Kishi (Knights of Sidonia), Ajin: Demi-Human oraz Little Witch Academia, jak również filmów Blame! oraz Gantz:O, pokazał, że Netflix jest w stanie z powodzeniem inwestować w anime - pozyskując ekskluzywne licencje oraz wykładając pieniądze na produkcję anime przez japońskie studia.
Kilka tytułów nadchodzących anime wspieranych pieniędzmi Netflixa jest już znanych, a są to między innymi: Devilman: Crybaby, A.I.C.O. -Incarnation-, Godzilla: Kaijuu Wakusei, Lost Song, Cannon Busters oraz B: The Beginning (wcześniej znane jako Perfect Bones). Na resztę przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale mam nadzieję, że okażą się miłą niespodzianką.
Podczas wideo-rozmowy z analitykami, która miała miejsce w dniu wczorajszym, Ted Sarandos, szef działu treści w Netfliksie, wspomniał, że w przyszłym roku Netflix zamierza wydać na produkcję oryginalnych treści aż 8 miliardów dolarów. Spora część tej sumy ma zostać przeznaczona na produkcję oryginalnych filmów (dla przykładu budżet tegorocznego filmu Bright, z Willem Smithem w roli głównej, wynosi 90 milionów dolarów) oraz około 30 anime.
30 anime, w które zamierza zainwestować Netflix w 2018 roku to dużo, naprawdę dużo. Popatrzmy na to, że w 2015 roku w Japonii wyprodukowano około 160 seriali anime, zaś w 2016 roku było to około 180 serii anime.
Na pewno jednym z czynników jakie wpływają na zainteresowanie Netflixa rynkiem anime jest niski koszt produkcji animacji w Japonii. We wpisie "Ile kosztuje produkcja anime?" wspomniałem o szacowanych kosztach produkcji anime, które wynoszą około 575-625 tysięcy złotych za odcinek. Jednoczonych produkcja jednego odcinka serialu animowanego w Stanach Zjednoczonych jest nawet czterokrotnie droższa.
Innym ważnym czynnikiem jest oglądalność, o czym wspomina sam Ted Sarandos. Netflix widzi, że anime cieszy się na ich platformie dużą oglądalnością, zwłaszcza wśród ludzi młodych - nastolatków i młodych dorosłych. To grupa niedoceniona, często korzystająca z treści pirackich z fanowskimi napisami, jednak będąca w stanie opłacić abonament, kiedy na horyzoncie pojawia się alternatywa serwująca treści oryginalne i licencjonowane. Sukces takich serii jak Sidonia no Kishi (Knights of Sidonia), Ajin: Demi-Human oraz Little Witch Academia, jak również filmów Blame! oraz Gantz:O, pokazał, że Netflix jest w stanie z powodzeniem inwestować w anime - pozyskując ekskluzywne licencje oraz wykładając pieniądze na produkcję anime przez japońskie studia.
Kilka tytułów nadchodzących anime wspieranych pieniędzmi Netflixa jest już znanych, a są to między innymi: Devilman: Crybaby, A.I.C.O. -Incarnation-, Godzilla: Kaijuu Wakusei, Lost Song, Cannon Busters oraz B: The Beginning (wcześniej znane jako Perfect Bones). Na resztę przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale mam nadzieję, że okażą się miłą niespodzianką.
KOMENTARZE